Noc Świętojańska
Facebook
Facebook
YouTube

Pułtuskie Wianki inspirowane słowiańskim świętowaniem najkrótszej nocy w roku, zwanej także Nocą Świętojańską od lat przyciągały lokalną społeczność nad brzeg rzeki Narew. Tegoroczna Noc Świętojańska, z powodu ograniczeń wywołanych epidemią koronawirusa nie będzie w Pułtusku obchodzona jak dotychczas.

Wianki 1995 rok

We wtorek, 23 czerwca zgodnie z chrześcijańską tradycją zostanie pobłogosławiona woda.

Wszystkich, którzy tęsknią za tradycyjnymi Wiankami zapraszamy do obejrzenia wystawy multimedialnej przygotowanej przez Miejskie Centrum Kultury i Sztuki w Pułtusku. Kliknij i obejrzyj…

Nikt tak pięknie nie opisał czarodziejskiej Świętojańskiej Nocy, jak pułtuszczanka, wieloletni pedagog – Pani Alicja Gorczyńska w publikacji pt. “Z szumu sosen Puszczy Białej”, wydanej w 2008 roku przez wydawnictwo Aga Press Agencja Wydawniczo Reklamowa. Poniżej fragment z książki:

CZARODZIEJSKA ŚWIĘTOJAŃSKA NOC

„Gdy słońce Raka zagrzewa,
a słowik więcej nie śpiewa,
Sobótkę, jako czas niesie
zapalano w Czarnym Lesie”.
(Jan Kochanowski)

Tak o obrzędzie sobótkowym pisał poeta renesansu – Jan Kochanowski. Podkreślał, iż obyczaj ten kultywowano na polskiej ziemi od zarania dziejów:

„Tak to matki nam podały,
Same znowu z drugich miały,
Że na dzień świętego Jana
Zawżdy sobótka palana”.

Nazwa „sobótka” – pochodzi od „soboty” – dnia poprzedzającego niedzielę, czyli święto. Ów dzień lud spędzał na zabawie, a przede wszystkim na zabawie z ogniem. Nazwa sobótka nie była popularna na Mazowszu. Obrzęd ten nazywano kupalnocką. Obchodzono go w najkrótszą noc w roku – wigilię świętego Jana Chrzciciela – 23 czerwca, noc Kupały (Białorusini tak nazywali Jana Chrzciciela). Była to noc wesela, śpiewu i zabaw.

Już od rana nad brzegami Narwi, Bugu, czy mniejszych strumieni zbierali się młodzi chłopcy, aby przygotować suche gałęzie oraz drzazgi na ognisko. Pamiętali o przestrogach starych mieszkańców, aby gałęzie obłamywać z rosnących drzew, gdyż wierzono, że w drewnie leżącym na ziemi zamieszkiwała śmierć. Dziewczęta zaś przez cały dzień zbierały zioła z łąk, pól i lasów. Gdy nadchodził zmierzch, wszyscy mieszkańcy wsi podążali w umówione miejsce. Kobiety ubrane były w białe szaty, przepasane bylicą, a na głowach miały wianki. Mężczyźni zaś stroili się w białe siermięgi. Gdy ostatni promień słońca zginął za wierzchołkami drzew, był to znak, że nadszedł czas rozpalania ogniska i rozpoczęcia obrzędu. Najstarsze niewiasty siadały na ziemi, a wokół siebie stawiały garnki, cebry, misy napełnione napojami, mięsiwem i kołaczami. Gdy ognisko zapłonęło pełnym blaskiem, dziewczęta i mężczyźni tworzyli dwa odrębne koła rozpoczynając tańce oraz śpiewy. Korowody mieniły się gamą barw w tanecznych rytmach, a chóralne śpiewy echo niosło po cały lesie, przy wtórze ptasich trelów. Zdawało się wówczas, że cała przyroda śpiewa  i tańczy. Niewiasty wrzucały do ogniska gałązki ziół, których aromat dodawał niesamowitego uroku całemu obrzędowi. Wierzono, że dymy „kadzideł” uchronią mieszkańców wsi „od złych mocy”. Resztę ziół zabierano do domów, aby powtykać je w strzechy chat, obór i stodół. Chłopcy dziarsko skakali przez ognisko, a zgromadzeniu wieśniacy oklaskiwali ich popisy. Około północy rozniecano mocniejszy ogień i wlewano weń napoje, które pozostały w cebrach i konwiach. Wtedy jedna z dziewcząt wrzucała wieniec uwity razem z przyjaciółkami do rzeki. Śpiewy, tańce, ucztowania trwały aż do świtu. Dopiero przy blasku wschodzących promieni słonecznych ogniska przygasały…

W późniejszych czasach kupalnocki nie łączono z ogniem, ale z wodą. Wszystkie dziewczęta we wsi plotły wianki z ziół: mięty, ruty, mirtu, lubczyku oraz kwiatów polnych i ogrodowych. W noc świętojańską w tajemnicy przed chłopcami, panienki szły nad rzekę, upatrując miejsca, gdzie mogły je puścić nad wodę. Chłopcy zaś bardzo się starali, aby schwycić płynący wianek, należący do wybranki serca. Czasami się to udawało. Ileż nadziei wiązała młodzież z tą piękną tradycją: „Kto złowi mój wianek? Czy ten o którym marzę?”, „Czy złowiłem właściwy wianek? Czy należy on do mojej ukochanej?”…

W zamierzchłych czasach w tę jedyną noc w roku można było porwać pannę której nie chciano dać „po woli” młodzieńcowi.  Mógł on wtedy wziąć ją „gwałtem”. Jeśli się „kradzież” udała, to dziewczyna zostawała żoną „porywacza”. Z tego powodu rodziny, które miały „pannę na wydaniu”, bacznie jej pilnowały w czasie trwania obrzędu.

Gdy minęła niezwykła noc, długo o niej rozpowiadano na wsi. Wierzono, że w ową czarodziejską noc można znaleźć cudowny kwiat paproci, która wtedy rozkwita. Kwiat ten miał być kluczem otwierającym dostęp do wszelkich bogactw świata.

Oto jakich rad poszukiwaczom czarodziejskiego kwiatu udzielał Roman Zmorski w wierszu „Noc świętego Jana”:

„Otóż cudów godzina – oto czarów czas.
Dalejże! Ktoś śmiały piekłu stawić czoło,
W odludne ustronie, w bezdrożny śpiesz las,
Potrójnym się kręgiem opisz naokoło.
Tylko biadać! Biadać! Jeśli koła progi.
Przestąpisz, jutrzenka zanim wznijdzie blada
Wieczyste Cię piekła pochłoną pożogi –
Biada Ci! Na wieki biada!”                                                     

Alicja Gorczyńska „ Z szumu sosen Puszczy Białej”, Wydawca Aga Press, Pułtusk 2008.