Facebook
Facebook
YouTube

Nocny pożar kamienicy przy ulicy Szkolnej 9 z 13 na 14 grudnia spowodował utratę niemal całego dobytku ośmiu zamieszkujących ją rodzin. Nieszczęście byłoby pewnie znacznie większe, gdyby się okazało, że były też ofiary w ludziach, bo tak naprawdę niewiele brakowało. Dwa dni po zdarzeniu miasto obiegła pogłoska, że ludzi uratował pies. To dzięki niemu, a właściwie dzięki niej, bo nie był to on, tylko ona, nikt z mieszkańców nie zginął, chociaż faktycznie – nie jest to do końca słuszny bilans.
Otóż jedna z mieszkanek kamienicy opiekowała się dwoma czworonogami – suczką o imieniu Sonia i kotem, jej wiernym przyjacielem. W krytyczną noc Sonia jako pierwsza wyczuła niebezpieczeństwo. Ujadała na tyle głośno i tak nieznośnie, jak nie robiła tego nigdy wcześniej. Okazało się, że był to bardzo skuteczny alarm. Obudziła w ten sposób wszystkich niemal dwadzieścioro mieszkańców domu. Niektórzy z nich zauważyli dym snujący się tu i ówdzie po kątach. W pewnym momencie wybuchł tak gwałtowny pożar, że musieli salwować się ucieczką i nie byli w stanie zabrać ze sobą choćby nawet najbardziej niezbędnych rzeczy. Po interwencji strażaków okazało się, że atak żywiołu przeżyli wszyscy ludzie, ale zwierzęta, w tym Sonia – niestety nie.
Pogorzelcy otrzymali od służb podległych Burmistrzowi i od grupy ludzi dobrej woli natychmiastową i wszechstronną pomoc. Są już dzisiaj bezpieczni, ale zmartwienia spędzają im z oczu sen.
Właścicielka Soni i jej przyjaciela nie kryje łez. „Uratowała ludzi – mówi – ale sama zginęła. Chciałam pobiec i szukać jej, ale nie byłam w stanie. Ogień nie pozwalał. Dlaczego tak się stało?” Możliwe, że Sonia próbowała odnaleźć i wynieść z pożogi kota, nieustannego śpiocha, lecz to już jej się nie udało.

Wydział Edukacji i Promocji Urzędu Miejskiego w Pułtusku